Doktor Hubert Wysocki, zewnętrznie dosyć postawny, wysoki, lekko
szpakowaty, choć wciąż przystojny i dobrze prezentujący się mężczyzna, był
naprawdę świetnym fachowcem, cenionym chirurgiem, ale i chyba najbardziej
wymagającym opiekunem specjalizacji. Dla swoich rezydentów był dosyć surowy, raczej mało wylewny i trzymał ich dosyć krotko –
pod swoją kontrolą i w miarę posiadanych przez każdego z nich zdolności i
umiejętności pozwalał na wiele, zwiększając zakres ich samodzielności, ale nie
było u niego miejsca na jakąkolwiek, nawet najmniejszą pomyłkę, choćby w tak
błahej sprawie jak nieuzupełnienie na czas dokumentacji, nie wspominając już o
tych poważniejszych. Ciężko było więc liczyć na to, że ten wybryk Klary i Kamila w postaci samodzielnej operacji przejdzie bez
echa – tym bardziej, że nie tylko właśnie pod jego kierownictwem odbywali
specjalizację, ale i byli pod jego opieką również tamtej nocy.
Na dywanik została wezwana Klara. W końcu to ona
była operatorem i to ona bez ogródek przyznała, że decyzja o przeprowadzeniu
zabiegu należała do niej. Nie bała się odpowiedzialności, dlatego nawet nie starała
się przekonać Kamila, by wspólnie ustalili jakąś wersję wydarzeń, która
pozwoliłaby rozłożyć ten ciężar na nich obu. Nigdy nie tchórzyła i tak
postanowiła zachować się również i tym razem. Wszystko wzięła na siebie –
zgodnie z tym, jak rzeczywiście było.
– Dobrze, a teraz proszę mi wytłumaczyć, jak to się stało, że operowaliście
sami. – Wysocki oparł się o masywne dębowe biurko, stosunkowo niedawno nabyty
mebel w pokoju lekarskim, i zlustrował wzrokiem młodą lekarkę, stojącą przed
nim w bezruchu.
– Pan, panie doktorze, operował, a doktor Górski, jak pan dobrze wie, nie
mógł przyjechać. Zostaliśmy sami z pacjentem, jego stan się pogarszał, więc podjęłam
decyzję o operacji – relacjonowała płynnie i rzeczowo, starając się nie
okazywać emocji. Zachowała kamienną twarz, mimo że w środku nie była tak
opanowana, na jaką wyglądała.
– Doktor Michalski miał nocny dyżur w przychodni, mogła pani przynajmniej
poprosić go o konsultację i potwierdzić słuszność swojej diagnozy, że pacjent
faktycznie potrzebuje natychmiastowej operacji i nie może poczekać na mnie. Ale
nie, bo pani oczywiście musiała postawić na swoim i o wszystkim decydować sama.
– Cóż, taka już jestem.
– Przyznam, że mam z panią
problem – ciągnął Wysocki po krótkiej chwili milczenia, wnikliwie przyglądając
się młodej lekarce, jednak, podobnie jak ona, nie zdradzając absolutnie żadnych
uczuć ani intencji – za taki wybryk powinna pani dostać naganę i zostać odsunięta
od stołu operacyjnego. – Wysocki usiadł za biurkiem, chwycił długopis i zaczął
obracać nim w dłoniach, zupełnie nie spiesząc się z przekazaniem ostatecznego
werdyktu.
Milczał. A to milczenie, połączone z jego – przynajmniej zewnętrznym –
stoickim spokojem wzbudzało w Klarze jeszcze większą niepewność. Już wolałabym, żeby się na mnie wydarł, pomyślała,
przełykając nerwowo ślinę.
– Normalnie naprawdę wyciągnąłbym
z tego poważne konsekwencje – zaznaczył, chcąc jeszcze raz to podkreślić.
Halo, panie doktorze, to jest
szpital, a nie teatr. Tu nie trzeba budować napięcia, burzyła się w myślach, choć na zewnątrz
jedynym tego wyrazem było delikatnie przygryzienie wargi, które jednocześnie
pozwoliło jej powstrzymać się przez wypowiedzeniem na głos czegoś kompletnie
nieodpowiedniego.
– Ale tego nie zrobię. – Odłożył długopis, podniósł wzrok i spojrzał na
młodą lekarkę z poważnym wyrazem twarzy. – Niech pani wreszcie usiądzie – dodał
pobłażliwie, uśmiechając się lekko i wskazując wzrokiem na krzesło po drugiej
stronie blatu. – To, co pani zrobiła, było bardzo ryzykowne. I brawurowe,
skrajnie brawurowe, wręcz nieodpowiedzialne. Nie wiem, co pani chciała tym
udowodnić albo komu zaimponować… ale się pani udało. Gratulacje, nieźle go pani
zacerowała.
– Czyli będzie z nim dobrze?
– Czyli będzie z nim dobrze?
– Dobrze pani wie, że na tego
typu deklaracje trzeba poczekać. Jest jeszcze stanowczo za wcześnie, by coś
stwierdzić na sto procent, zresztą, czeka go jeszcze konsultacja ortopedyczna i
neurologiczna i kilka badań – wyliczał Wysoki – ale pani swoją robotę wykonała
bez zarzutu i na tę chwilę bezpośredniego zagrożenia życia nie ma. Jeszcze raz:
brawo! – dodał, ale zaraz potem ugryzł się w język, stwierdzając w duchu, że
bardzo zagalopował się w słowach uznania.
– Dziękuję – odparła dosyć obojętnie, chociaż wewnętrznie cieszyła się jak
mała dziewczynka. Pomogła pacjentowi, przeprowadziła pierwszą samodzielną
operację, a Wysocki, który był raczej powściągliwy w pochwałach, a już w ogóle
bardzo rzadko wypowiadał takie opinie wprost do osoby zainteresowanej, nie chcąc, by młodzi lekarze – ambitni, zdolni i
pełni zapału, choć wciąż niedoświadczeni – obrośli w przysłowiowe piórka,
jeszcze ją pochwalił. Takie słowa były nie tylko doskonałą pożywką dla jej
ambicji, ale również najlepszym motywatorem do pracy i dalszego rozwoju.
– Proszę. – Uśmiechnął się lekko. – Ale proszę pamiętać, że to nie musiało
się tak dobrze skończyć – dodał, jakby chcąc zachować swój nieco surowy
wizerunek, nad którym przecież ciężko pracował.
*
– No, no, pani doktor –
zaszczebiotała Marta, zastawszy Klarę w kuchni
– słyszałam o pani niezwykłym debiucie.
–
Kawy? – zapytała Klara, napełniając swój kubek parującą czarną cieczą.
–
No ej! Nie mów, że nie chcesz mi opowiedzieć. – Poprawiła swoje opadające na
ramiona włosy w kolorze ciepłego, ciemnego lond i wdrapała się na wysokie krzesło
przy kuchennej wyspie.
–
Operacji? Cóż, chyba wiesz, jak wygląda człowiek w środku, nie? – zażartowała
Klara.
–
A wiesz, możesz mi przypomnieć. Bo my na internie zajmujemy się zgoła czym
innym niż grzebaniem w ludzkich wnętrznościach – zripostowała Marta, figlarnie
trzepocząc rzęsami i uśmiechając się do przyjaciółki. – Albo nie! Opowiedz o
swoim wielkim piątkowym wyjściu!
Ostatnio
nie miały czasu, by porozmawiać. Wizyta Marty z narzeczonym u jego rodziców w
sobotę, a potem praca – najpierw dyżur Marty w niedzielę, a później Klary w
poniedziałek – sprawiły, że praktycznie się mijały.
–
No to o czym w końcu? – zaśmiała się Klara.
–
Najpierw o jednym, a potem o drugim. Po kolei – odparła Marta z uśmiechem, po
czym skorzystała wreszcie z propozycji przyjaciółki i po chwili postawiła przed
sobą parujący kubek z kawą.
–
No ale co… Operacja, jak operacja. Wzięliśmy go na stół, zrobiliśmy, co
mogliśmy, zamknęliśmy i tyle.
–
Ciężko było? Bałaś się?
– No, tak – przyznała zgodnie z prawdą. – Trochę tak.
– No, tak – przyznała zgodnie z prawdą. – Trochę tak.
–
Ale podobno poradziłaś sobie świetnie.
–
To się dopiero okaże. Mam nadzieję, że nic nie spieprzyłam.
–
A co na to Wysocki?
–
Że niby operowaliśmy sami? Cóż, nasz kapo najpierw mnie nastraszył i zbeształ
za nieodpowiedzialność i brawurę, a potem pogratulował – skwitowała Klara,
przewracając oczami.
–
Docenił twój geniusz. – Wyszczerzyła się Marta. – Ciesz się.
–
Oby to tylko przełożyło się na operacje…
–
Daj spokój. Z tego, co opowiadasz, to i tak dużo operujesz i dużo możesz,
porównując z innymi.
–
Ale nie tyle, ile bym chciała.
–
A tobie to ciągle mało. – Uśmiechnęła
się pobłażliwie. – Dobra, a teraz opowiadaj o piątku! – Marta aż zacierała ręce
z ciekawości. – Bo nie wmówisz mi, że twój upojny, samotny wieczór mógł
skończyć się rano.
–
A niby czemu nie? – droczyła się Klara.
–
Bo cię znam. – Marta spojrzała na nią przenikliwie. – Gadaj, poznałaś kogoś?
–
Dobra, przejrzałaś mnie. Tak, poznałam.
–
No, robi się ciekawie. Kogo?
–No
cóż… wysokiego, cholernie męskiego i nieziemsko przystojnego bruneta –
zrelacjonowała zgodnie z prawdą.
–
No, no – przyznała jasnowłosa. – Zapowiada się nieźle. I co z nim?
–
Yyy – wydukała Klara, wyraźnie wahając się, czy powinna zdradzać szczegóły. –
No wiesz, miło było… Potańczyliśmy, pogadaliśmy, potem poszliśmy do niego i… –
wymieniając, zrobiła krótką przerwę, zanim zdradziła, co było finałem tego
wieczoru. – Dobra, przespaliśmy się – wypowiedziała jednym tchem, chcąc mieć to
już za sobą.
–
No, proszę. – Marta pokiwała głową. – I jak było?
–
Zajebiście. – Skoro powiedziała już tyle, zdecydowała, że w i tej kwestii nie
będzie rozmijać się z prawdą. W końcu skłamałaby, gdyby powiedziała, że było
inaczej.
–
Zajebiście – powtórzyła. – I co dalej? Kiedy jakaś powtórka?
–
Wyczuwam jakieś kosmate myśli, nieładnie! – zażartowała Klara.
–
Oj, nie o to mi chodzi. W każdym razie, nie tylko. Miałam na myśli tak, wiesz,
ogólnie… Jakieś spotkanie, kawa, spacerek, kolacja… takie tam.
–
No z tym może być ciężko. – Klara nagle spoważniała. – Bo nie wierzę, że
moglibyśmy spotkać się jeszcze raz. Takie cudowne zbiegi okoliczności mogą
zdarzyć się w filmach, ale nigdy w prawdziwym życiu – dodała tak, jakby jednak
trochę było jej żal, że już go nie spotka.
–
Nie gadaj, że nawet nie wymieniliście się numerami telefonu! – Marta pokręciła
głową ze zrezygnowania.
–
A, i wyprzedzając twoje pytanie, nie znam nawet jego nazwiska, więc wszelkie
portale społecznościowe też nie będą tu pomocne. Zresztą – westchnęła – co,
mielibyśmy się tak po prostu spotkać, jak gdyby nigdy nic? Po tym, co zaszło,
najzwyczajniej w świecie pójść sobie na kawę albo, nie wiem, do kina? To chyba
tak nie działa. Normalne związki się nie zaczynają się od seksu. A nie można
udawać, że jest normalnie, jeśli tak nie jest. Poza tym… spotkaliśmy się
przypadkowo i tak samo nieprzewidywalnie wylądowaliśmy razem w łóżku. I tak nic
by z tego nie wyszło.
–
Skąd wiesz, może to właśnie przeznaczenie?
–
Błagam cię, nie wierzę w te brednie. Miałam w swoim życiu stanowczo za dużo tych jedynych, by wierzyć w bajeczki o
dwóch połówkach jabłka. A jeśli już, to najwyraźniej mojego jabłka ktoś
zapomniał przekroić.
–
Oj, Klara. – Marta odłożyła pusty już kubek na blat i spojrzała na przyjaciółkę
poważnym wzrokiem. – Czemu nie chcesz sobie dać szansy?
–
Ale gdzie ty tu widzisz jakieś miejsce na jakąkolwiek szansę, co? Przygodny
seks uważasz za dostateczną podstawę, by budować z kimś związek? Nawet, jeśli
było fajnie… to po prostu było fajnie i już. Było. Skończyło się. Minęło. I
tyle – ucięła.
–
Biczujesz się. Serio. Na siłę wmawiasz sobie, że nie możesz być szczęśliwa.
–
Nie z kimś, z kim podchmielona poszłam do łóżka na pierwszym i w dodatku
zupełnie przypadkowym spotkaniu. – Brunetka spojrzała na przyjaciółkę z ukosa. – A
poza tym, dobrze wiesz, że już nie raz próbowałam, więc to nie jest tak, że od
razu, na starcie, wszystko przekreślam. Próbowałam nie raz – powtórzyła, jakby
chcąc się nieco usprawiedliwić i bardziej siebie niż Martę utwierdzić w przekonaniu,
że jej podejście jest słuszne, w pełni normalne i zrozumiałe.
–
Jeju, po prostu trafiałaś na nie tych, co trzeba. Na pewno trafisz na tego
właściwego, jeśli dasz sobie szansę.
–
Tak, tak – skwitowała sarkastycznie – czyżbyśmy znowu wracały do tych ckliwych
bzdur o połówkach jabłka? – zapytała kąśliwie. – Już mówiłam. Ten na górze o
moim zapomniał. Albo miał za tępy nóż.
–
Mógł wziąć siekierę – skomentowała nieco ironicznie, ale jednocześnie z wyraźną
nutą smutku. – I przy okazji walnąć nią w tę twoją śliczną główkę – dodała
żartobliwie, drocząc się z przyjaciółką – może byś się wreszcie opamiętała.
–
Widocznie nie mógł. Albo nie chciał. Zresztą, nieważne. Pozmywam – stwierdziła,
wstając ze swojego miejsca i chwytając dwa puste kubki po kawie.
A może Marta ma rację?, przemknęło jej
przez myśl, kiedy odkręcała kran. Nie,
nie, nie, to nie mogło się udać, potrząsnęła głową, jakby miało to w
jakikolwiek sposób pomóc w wyrzuceniu z niej tej myśli. Zresztą, z Łukaszem i
tak się już nie spotka, to musiałby być cud, by w tak dużym mieście trafić na
siebie po raz drugi, a jeśli nawet, to pewnie i tak nawet by nie porozmawiali,
bo i o czym? Mimo że podczas ostatniego spotkania gawędziło im się całkiem
nieźle, i tak to, co wydarzyło się potem, skutecznie przysłoniło wszystko inne.
Dlatego nie chciała nawet myśleć, jak potencjalne spotkanie z Łukaszem mogłoby
wyglądać. Trochę się go bała, a trochę – paradoksalnie – tego chciała. Gdzieś w
głębi duszy skrywało się to nieśmiałe pragnienie, że może jednak warto byłoby
się z nim zobaczyć Może on nie jest takim
dupkiem? , pomyślała.
Mimo
że były to wspomnienia raczej świeże i dotyczące wciąż niezbyt odległej – bo
zaledwie sprzed paru dni – przeszłości, Klarze czasem wydawało się, że to
wszystko wydarzyło się już jakiś czas temu. Ten pełen wrażeń dzień w pracy był
milowym krokiem na ścieżce jej kariery. To nie tak, że teraz spodziewała się
laurów, blasku chwały i nieustającego podziwu dla jej geniuszu. Ale jednak coś
się zmieniło. Przeczuwała, a właściwie: prawie była pewna, że zmianie ulegnie
również jej pozycja – nie w sensie prestiżu, ale samodzielności. Jasne, miała
świadomość tego, że przed nią długa droga i że wciąż musi się wiele nauczyć i
nabrać doświadczenia, ale wiedziała też, że w oczach innych lekarzy zacznie być
kimś więcej niż małolatą, która dopiero co nauczyła się chwytać skalpel.
Zaczęła inaczej myśleć o samej sobie i tym, do czego jest zdolna. Wcześniej nie
tyle nie wierzyła we własne możliwości – bo wierzyła, a złośliwi mogliby
stwierdzić, że momentami wręcz za bardzo – ale po prostu nie miała okazji ich przetestować
i sprawdzić samej siebie, a już tym bardziej w tak ekstremalnej sytuacji. W
ciągu tej jednej nocy w jej życiu zawodowym wydarzyło się naprawdę dużo, nie
było więc nic dziwnego w tym, że dzięki temu nabrała dystansu również do tego,
co działo się w jej życiu osobistym. Myśli o tym odsunęła na boczny tor. I to
bardzo odległy. Dopiero rozmowa z Martą jej o tym przypomniała, przywołała te
wydarzenia z powrotem.
Leżąc na łóżku w swoim pokoju i wpatrując się w pomalowane na kremowy kolor ściany,
myślała o nim. O Łukaszu. Nie znała go, nic o nim nie wiedziała, miała
świadomość tego, że kolejne spotkanie z nim to nie tylko pobożne życzenie, ale
też byłoby – zapewne, dla nich obu – dosyć niezręczne. Jako dorosła, prawie
dwudziestopięcioletnia, wykształcona i mająca konkretne plany na
przyszłość kobieta wiedziała też, że
seks to dość mizerny fundament i raczej słaba podstawa do budowania związku. Ale co z tego? Przed oczami i tak miała jego
obraz. Karciła za to samą siebie, czując się trochę jak niestała w uczuciach i
niedojrzała nastolatka, która wdycha do swojego księcia z bajki, mimo że sama
nie wie, czego chce od życia ani czym jest miłość.
Łukasz
był mężczyzną z gatunku tych, których nie spotyka się codziennie. Jego
ponadprzeciętna aparycja i ta iskierka tajemnicy w jego charakterze i
zachowaniu, sprawiły, że proces zapominania przebiegał u Klary tak opieszale. A
przecież w końcu musiała zapomnieć…
Uciec mogła tylko w pracę. Nie tylko teraz, ale w ogóle. Tylko praca sprawiała, że
jej prywatne problemy przestawały się liczyć. Praca była nie tylko częścią jej
życia, ale też czymś, co nadawało mu sens. Klara oddana była temu w stu albo i
nawet stu dwudziestu procentach, dawała z siebie więcej niż maksimum. I to
przynosiło efekty. Rozwijała się, zdobywała doświadczenie i spełniała swoje
ambicje. Ale… czy można było uciekać w pracę? Czy to właśnie całkowite
wtopienie się w wykonywany zawód miało być panaceum na wszystko inne? Od zawsze
pragnęła wspinać się na wyżyny. Tylko co, jeśli osiągnie wszystko? O co wtedy
będzie zabiegać?
*
W półmroku korytarza w jednym z
apartamentowców starał się wycelować kluczem w dziurkę w mahoniowych drzwiach
swojego mieszkania. Przeklął po cichu na dozorcę, że wciąż nie wymienił żarówki
i przez to tak prosta czynność jak otwieranie drzwi wymaga tyle zachodu – w
jego przypadku: odłożenia zakupów i wyciągnięcia z kieszeni telefonu, by
wykorzystać go jako latarkę. A przecież można by to załatwić tak szybko…
Wszedł do środka, zawiesił
płaszcz na wieszaku przy drzwiach, ściągnął buty i zaniósł zakupy do kuchni.
Postanowił zrobić małe zapasy, bo ostatni tydzień był na tyle pracowity, że
właściwie nie miał czasu nawet pójść do sklepu, a w jego lodówce został jedynie
kubeczek przeterminowanego jogurtu, dwa pomidory i butelka mleka. Włączywszy
telewizor z dużym ekranem, który spokojnie mógł oglądać z aneksu kuchennego w
jego przestronnym, nowoczesnym salonie i którego dźwięk skutecznie zagłuszał tę
głuchą, męczącą ciszę w jego mieszkaniu, zabrał się za rozpakowywanie zakupów.
Wkładając do lodówki i półek
poszczególne produkty, zastanowił się, czy przypadkiem nie przesadził. Jego
lodówka ostatnio świeciła pustką, to fakt, więc rzeczywiście przyszedł czas na
porządne zakupy, ale przecież mieszkał sam. I do tego dużo pracował, więc nie
bywał w domu szczególnie często, po co więc tyle jedzenia? Nigdy nie był dobry
w planowaniu, przez te wszystkie lata nie nauczył się też, jak być dobrą panią domu. Znał się na czym innym, nie
na zakupach.
Na kolację kupił sobie połówkę kurczaka z rożna w niewielkim lokalu z
fast-food’em naprzeciwko jego bloku. Nałożył na talerz porcję mięsa i kupionej
w markecie gotowej surówki, a to, co zostało, zaplanował na później albo na
któryś z jutrzejszych posiłków, po drodze wziął z chlebaka pieczywo i usiadł
przy stole. Jedząc, otworzył laptopa. Nawet przy kolacji nie mógł oderwać się
od pracy. Musiał odpisać na bardzo ważnego maila i przeglądnąć materiały, które
otrzymał w związku z planowanym międzynarodowym przedsięwzięciem, sprawdzić
grafik na następne dni, żeby wiedzieć, na co się przygotować i upewnić, czy na
pewno ze wszystkim zdąży. Praca towarzyszyła mu cały czas – niczym wierna
partnerka, powierniczka albo ukochana, której nigdy nie miał. To znaczy miał.
Kiedyś. Ten czas przeszły był cholerną zakałą i tak zimnym, bezlitosnym echem
odbijał się w jego głowie, kiedy tylko o niej pomyślał.
Praca też ostatnio dała mu w kość. Musiał pochwalić rezydentkę. On, ceniony
i doświadczony lekarz, musiał przyznać jakiejś małolacie, że faktycznie jest
dobra, mimo że odrobinę zbyt narwana i trochę niecierpliwa. Ale naprawdę dobra.
Tylko chyba jednak nie to było najgorsze, jakoś przeżył fakt, ze musiał ją
pochwalić i na chwilę porzucić maskę rygorystycznego, surowego opiekuna
specjalizacji, którą przecież zakładał dla dobra tych młodych lekarzy – żeby
ich trochę utemperować, nauczyć pokory i cierpliwości, a także umiejętności
dążenia do doskonałości, ambicji i walki o swoje marzenia. Najgorsze było coś
innego – to, że Klara uświadomiła mu upływ czasu. Kiedyś był taki jak ona!
Dosłownie. Też rwał się do operacji, też był taki uparty i miał w sobie tę
nieposkromioną chęć sięgania po niemożliwe i wspinania się na wyżyny swoich
możliwości jak najszybciej się da. Tylko… kiedy to było? Kiedy te wszystkie
lata minęły? Miał wrażenie, że przeleciały mu przez palce, że zmarnował je, bo –
oprócz niewątpliwych sukcesów i rozwoju na płaszczyźnie zawodowej – nie zrobił
ze swoim życiem kompletnie nic.
Zacznę od końca, bo końcówka bardzo mi przypadła do gustu. Spojrzenie na świat, na pracę, która kiedyś była pasją oczami lekarza. Taka króciutka rozprawka na temat upływającego czasu skłoniła mnie do refleksji. A czymże jest rola pisarza niż tym właśnie? Podobał mi się też "sparing" Klary i Wysockiego. Podobało mi się to, że opisałaś ich zewnętrzne zachowanie, jak i wewnętrzne dialogi. To pokazało, że każdy z nich nosi maskę. Ciekawa też jestem, która z pań będzie miała rację: rozważna Klara, czy romantyczna Marta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
candlestick z buzzingblood.blogspot.com
"przez wypowiedzeniem na głos" - przed
OdpowiedzUsuń"ciepłego, ciemnego lond" - blond
Początek mnie ani nie nudził, ani jakoś szczególnie nie fascynował, więc myślę, że miał właśnie taki być - po prostu być, coś opisywać, w coś wprowadzać. W tym początku chodziło przede wszystkim chyba o to by pokazać jak traktuje swoich "podwładnych" pan Hubert. Uwielbiam imię Hubert <3 Więc spojrzałam na tego pana trochę takim... przymkniętym i pobłażliwym oczkiem, ale spodobało mi się jego zdecydowanie i nutka surowości. Ciekawe czy będzie o nim więcej.
Skoro Klara wspomina o portalach społecznościowych i chce jakoś trafić na Łukasza, to ja bym proponowała go odwiedzić, w domu, w jego mieszkaniu, w końcu wie gdzie on mieszka, bo w końcu to w jego sypialni się... ehe, ehe. Rozumiem jednak, że dziewczyna nie ma na to odwagi.
Rozumiem, że dziewczyna chce się doskonalić, rozwijać, spełniać ambicje, ale nie popieram takiego pracoholizmu. W życiu trzeba równowagi. Właśnie - co gdy osiągnie wszystko, z kim się tym sukcesem podzieli, z kim wypije wino, zje śniadanie, z kim się ucieszy ze swoich sukcesów? Będzie sama, samotna, emocjonalnie i uczuciowo stanie się dnem, będzie tylko robocikiem trzymającym skalpel nastawionym na "ciąć i zszyć, ukłonić gdy pogratulują sukcesu i odebrać kolejną zadowalającą wypłatę" - to nie życie, do życia potrzeba trochę więcej.
Z życia realnego też wiem, że ciężko z takim pracoholikiem żyć, a nawet przy takim bywać (mój mąż ma w najbliższej rodzinie faceta co żyje tylko pracą, tylko o pracy rozmawia i nawet na wolnym pracuje lub o pracy myśli, co prawda nie jest lekarzem, zajmuje się zupełnie inną dziedziną, ale to i tak jest nie do przetrawienia i gdyby ten człowiek był moim mężem, to albo bym za niego nigdy nie wyszła, albo szybko się rozwiodła. Zauważyłam, że twoi bohaterowie mają podobnie jak ten kuzyn mojego męża - pracują, żyją pracą, myślą o pracy, nawet wkładając zakupy do lodówki w głowie mają pracę - są strasznie puści, pomimo że inteligentni i wykształceni, to tacy jacyś... nieciekawi... w sensie jako bohaterowie są ok, ale jako ludzie - nieciekawi)
Pozdrawiam
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Nie dziwię się, że Klara na moment zapomniała o tym, co wydarzyło się między nią i Łukaszem. W końcu ta sprawa z pacjentem była naprawdę emocjonująca i miała prawo przysłonić jej wszystko inne. Też jestem zdania, że przygodny seks nie może być dobrym fundamentem do budowania związku, a w ich sytuacji o żadnym związu na razie nie może być w ogóle mowy. Choć czuję, że jeszcze się spotkają, to bądźmy szczerzy - na razie nic na to nie wskazuje. Dlatego podobało mi się podejście Klary. Choć podświadomie kibicuję temu, co powiedziała Marta;D A kto będzie miał rację? Czas pokaże.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie końcówką. Sądziłam, że ten lekarz jest taką postacią epizodyczną, bardzo poboczną i mało ważną. Tzn ważną dla Klary i jej kariery, ale dla czytelnika mniej. A tu fragment z jego perspektywy! To było pozytywne zaskoczenie;) I rzeczywiście widać podobieństwo między nim i Klarą. To smutne, że facet całe życie walczył o swoje marzenia, piął się w górę, pewnie czuł szcześliwy z osiąganych sukcesów, a potem zrozumiał, że to wszystko było... niewystarczające. Bo gdzieś w tym ciągłym biegu zagubił prawdziwy sens. Klara podobnie- nie myśli o przyszłości, stabilizacji. Ma w głowie pracę i wcale mnie to nie dziwi, w końcu to kocha. Żeby tylo w przyszłości nie była samotna jak ten lekarz.
Pozdrawiam! ;**
Mmmmmm... Tak, biczowanie się. Kiedyś też tak miałam. To przechodzi, ale wiesz kiedy? Kiedy zbudujesz sobie solidną samoocenę i nawet jak ktoś na nią naszczy, to Ty z twardą miną ścierasz siuśki, psikasz perfumami dalej brniesz do przodu.
OdpowiedzUsuńNie ma w życiu przypadków. Od nas zależy jednak czy dostaniemy to czego pragniemy, czy nie.
Klara jest dla siebie mega surowa. To smutne, a cz to jej wybór.
Żywię nadzieję, że ten brunet jeszcze w jej życiu namiesza :D
Ps. Zgadzam się, że prawdziwe związki od seksu się nie zaczynają, ale przecież to tylko opowiadanie ;)
Buziaki ;*
Cześć!
OdpowiedzUsuńZacznę może od tego, że na początku myślałam, iż na twoim szablonie jest Holland Roden - dopiero teraz się zorientowałam, że to inna kobieta, choć trzeba przyznać, że są do siebie bardzo podobne. Jeżeli to jest Klara to nie dziwię się, że tylu mężczyzn uważa ją za piękną. To tak przy okazji, teraz natomiast przechodzę do treści (:
Dość rzadko sięgam po obyczajówki, najczęściej czytam fantastykę i kryminały, ale stwierdziłam, że przyda mi się jakaś odskocznia. Twoje opowiadanie czyta się niesamowicie płynnie i można się przy nim zrelaksować. Co więcej, bardzo rzadko natrafiam na jakieś błędy, co jest ogromnym plusem. Dialogi są naturalne, czyli takie, jakie naprawdę mogłyby wypowiadać żywe osoby, a ostatnio coraz mniej osób umie budować takie zdania.
Bardzo polubiłam Klarę, która jest osobą twardo stawiającą na swoim, nie dającą życiu sobą kierować, tylko to ona kieruje nim. Łukasz ma do niej bardzo zbliżoną osobowość, więc z pewnością tworzyliby dość wybuchową parę. Coś mi się wydaje, że mężczyzna niedługo zacznie pracować w szpitalu Klary i będą się często widywać. Większość osób nie chciałaby widywać kogoś, z kim miały jednorazową przygodę, ale myślę, że ta dwójka się do nich nie zalicza. Swoją drogą to bardzo nieodpowiedzialne ze strony pani chirurg, że zgodziła się pójść z Łukaszem do jego mieszkania, choć jak sama kilkakrotnie powtarzała, znała go od kilku godzin. Plusa za to u mnie zdobyła za tę niepewność przy przyjęciu od niego drinka.
Zarówno Łukasz, jak i Klara mają za sobą (wnioskuję) dość nieprzyjemną przeszłość, o której nie chcą mówić i to może ich albo do siebie przybliżyć, albo oddalić. Oczywiście, jeżeli się znowu spotkają, ale to oczywiście tylko kwestia czasu.
Widać, że znasz się na medycynie, te wszystkie terminy medyczne, opis operacji... Cieszę się, że wiesz o czym piszesz, bo dzięki temu wychodzi to bardzo realistycznie. Klara podjęła ryzykowną decyzję o samodzielnej operacji, ale gdyby nie ona, pacjent zapewne by umarł, więc moim zdaniem postąpiła słusznie i chyba w głębi duszy podobnie uważa doktor Wysocki, który nie wyciągnie jej postępowania żadnych konsekwencji.
Podsumowując, opowiadanie mi się bardzo spodobało i dołączam do obserwatorów, z niecierpliwością czekając na kolejne rozdziały (:
Jeśli znajdziesz chwilkę czasu i ochoty zapraszam do siebie, a tymczasem życzę mnóstwa weny! :*
Udało mi się, jestem na bieżąco co przyznam smuci mnie i cieszy za razem.Smuci bo z chęcią przeczytałabym już teraz kolejny rozdział, ale i cieszy bo mogę czekać i zastanawiać się nad tym co się wydarzy potem.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze doktor Wysocki nie wyciągnie żadnych konsekwencji przez decyzję jaką podjęła, nie zasługuje na karę !
Zasatanawiam sie czy wspomniany lekarz odegra w tym opowiadaniu jakąś ważniejszą rolę skoro pojawiła się tu również jego perspektywa?
Cóż mogę powiedzieć, czekam na wiecej i życzę morza weny oraz wolnego czasu na przelewanie słów na papier lub jak kto woli klawiaturę :p
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
pozdrawiam, mewa :)
Klara miała odwagę wtedy, gdy trzeba było szybko podjąć decyzję, ale również i wtedy, kiedy musiała wytłumaczyć się ze swojego zachowania. I super.
OdpowiedzUsuńPo części rozumiem złość Wysockiego. W końcu to, że tak młodzi lekarze zostali sami, było karygodne. Jednak Klara zachowała się prawidłowo. Tak mi się wydaje. Gdyby zaczęła wydzwaniać po wszystkich, do których mogła wykonać telefon, pacjent by zmarł zanim jakakolwiek decyzja zostałaby podjęta. Tutaj trzeba zdać się na własny rozum i ocenę własnych możliwości. Klara to zrobiła.
Nastawienie Klary do tego incydentu z Łukaszem jest dziwne, ale w sumie co innego mogłaby zrobić? Ja wiem, ja wiem! Przecież, do cholery, zna jego adres. Gdyby zaczęło jej zależeć to poszukiwać go na portalach internetowych wcale by nie musiała. Wystarczyłoby się przejść, grzecznie zapukać. Kto wie? Może by otworzył?
Dobra, ja wiem, że to tak prosto brzmi, a z wykonaniem może być różnie. Jednak wychodzę z założenia, że dla chcącego nic trudnego... A ona o nim myśli, rozważa. Kobieto, działaj! Zmień nastawienie do mężczyzn i daj szansę Łukaszowi. Ja tak ładnie proszę...
Podobała mi się też ta końcówka. Fajnie było się "zagłębić" w psychikę starszego lekarza. Lubię takie mocno psychologiczne wątki.
Dobrze, że Klara nie wie, że ponowne spotkanie Łukasza już niedługo! Szkoda, że Twoje opowiadanie nie zostanie wyemitowane w TV, bo chciałabym zobaczyć na własne oczy reakcję Klary. Ej, a może Łukasz zostanie jej nowym opiekunem? HAHAHA :D Jedno jest pewne: będzie się działo! I już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńW końcówce byłam pewna, że opisany jest Łukasz, okazuje się, że pan doktor Hubert. Zastanawia mnie po co ten fragment? Czyżby doktor Wysocki odgrywał znacznie ważniejszą rolę niż tylko specjalistę?
Podoba mi się zachowanie Klary. Nie scykała się.
OdpowiedzUsuńCzuję napiętą nieco sytuację, między nią, a naszym Łukaszem. No, ale nie można za bardzo brać na poważnie taką relację, jednorazowy, przygodny seks... No stało się, możemy jedynie czekać, czy coś się z tego potrm wydarzy? Choć myślę, że planujesz coś tutaj naszej dwójce :P
Byłoby ciekawie, gdyby w pracy również musieli się spotykać częściej! <3 :D