piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 4. (1/3)

– Pani Klaro – zaczął Wysocki, spotykając ją na korytarzu. Wyglądał nieciekawie w każdym calu: począwszy od wymiętej koszuli, przez ziemistą cerę i widoczne oznaki niewyspania na twarzy, a skończywszy na tym, że wyglądał na naprawdę zdenerwowanego i wyraźnie zmartwionego. Klara dopiero co przyszła do szpitala, nie miała jeszcze szansy zorientować się, jak wygląda sytuacja ze stanem pana Henryka, ale i bez pytania zdążyła się dowiedzieć – widok Wysockiego w takim stanie był dla niej jednoznacznym dowodem na nie tylko na to, że z jego ojcem wciąż nie było najlepiej. – Mam już dla pani asystę na dzisiejszą operację – oznajmił, a Klara, słysząc to, odetchnęła z ulgą, że jednak operacja się odbędzie. – Pewnie nie zdążyła go pani jeszcze poznać, bo dopiero wczoraj do nas dołączył, ja też nie mam czasu was sobie przedstawić, ale nazywa się Łukasz Adamski, na pewno się państwo znajdziecie.
Cholera, pomyślała Klara, dlaczego on? Co prawda, najgorszym scenariuszem i tak byłoby odwołanie tej operacji – co przecież mogłoby zdarzyć się z wielu powodów, niekoniecznie przez chorobę ojca doktora Wysockiego – ale średnio wyobrażała sobie współpracę z Łukaszem. Uciekała od niego – sama nie wiedziała, czemu, ale uciekała, mimo że tak naprawdę było to niemożliwe, skoro mieli pracować na jednym oddziale, a nawet – tak jak w tej sytuacji – stanąć przy jednym stole operacyjnym.
Przemierzając jasny, szpitalny korytarz, myślała, jak to będzie. On ma jej asystować? Ona ma z nim pracować? Z NIM?! Przecież jego miało nie być – miał zniknąć z jej życia tak samo szybko, jak się pojawił. Wszystko było nie tak.
Przeklęła w myślach, kiedy, nie patrząc pod nogi, potknęła się o wiadro – pozostałość po remoncie, który właśnie kończył się w tej części korytarza, a zaczynał kilka metrów dalej. Na szczęście, jeśli nie wliczać brudnej szramy z kurzu na jej obcisłych, ciemnych jeansach, nic się nie stało. Otrzepała spodnie i ruszyła dalej – prosto na oddział.
Była jakaś nabuzowana, wściekła na to wszystko, a fakt, że gdy tylko przekroczyła próg pokoju lekarskiego, zastała w nim Łukasza, tylko bardziej ją podjudził. Ten widok wzbudził w niej emocje, ale był dla nich jednocześnie pożywką, jak i okazją do wyładowania.
– Dzisiaj razem operujemy – zaczęła ostro, stojąc w drzwiach. – Mam nadzieję, że nic nie spieprzysz – zagroziła, uśmiechając się wrednie.
– Może najpierw powiedziałabyś coś w stylu: dzień dobry, co u ciebie? Albo: cześć, co słychać? Ładna dzisiaj pogoda, nie sądzisz? – odpowiedział zadowolony i jednocześnie kompletnie niewzruszony tym, co przed chwilą usłyszał.
– Jest zimno i pada – odparła z ironią, mimowolnie zerkając na okno.
– Czepiasz się – mruknął. – W takim razie chociaż samo dzień dobry? Przecież to taka mała rzecz, a tak bardzo cieszy!
– Jak kogo – odpowiedziała z przekąsem.
– No mnie na pewno – drążył Łukasz. – A ciebie? – zapytał sugestywnie.
– Mnie najbardziej ucieszy, jak nic dzisiaj nie spieprzysz – syknęła, porzucając kompletnie resztki żartobliwego tonu. – Więc sobie zapamiętaj. 
– Jasne, szefowo! – zasalutował teatralnie. – A jakie kary przewidujesz?
– Same najgorsze, złotko. – Chwyciła go za podbródek, lekko przyciągając do siebie i uśmiechnęła się ironicznie, choć w tym geście można by dopatrzeć się jeszcze zakamuflowanego, stłumionego flirtu. Miała nad nim władzę, bo dobrze wiedziała, co na niego działa, a mimo że ten jej chłód miał być idealną przykrywką dla wewnętrznych uczuć i rozterek, Klara w masce femme fatale ani trochę nie straciła w jego oczach na atrakcyjności. Ba, można by nawet powiedzieć, że w pewnym sensie wręcz zwiększała ten magnetyzm, z którym go do siebie przyciągała.
Nie czekając ani na jego odpowiedź, ani na to, aż zejdzie się reszta lekarzy, wyszła z pomieszczenia.

*

– Jest pan pewien, że powinien operować? – zapytała Klara Wysockiego chwilę przed planowanym rozpoczęciem zabiegu. – W takiej sytuacji... jest pan przecież zdenerwowany.
– No, fakt, ma pani rację, nie powinienem – odparł chłodno. – Ale to pani operuje, a nie ja. – Zmierzył ją wzrokiem. – Mam nadzieję, że nie chce się pani wymigać, tłumacząc to chorobą mojego ojca – dodał nieco cynicznie. - Wie pani, że nie toleruję tchórzy, a tym bardziej takich, którzy mają przerost pewności siebie i ambicje, którym nie potrafią sprostać.
– Och, myślałam, że jednak zna mnie pan trochę lepiej – odpowiedziała z właściwą sobie pewnością siebie. 
Był w kiepskiej formie, widziała to. Ale przecież nie musiał być taki wredny, ona tylko zapytała – z troski o niego, o siebie i o pacjenta, z życzliwości. Nie musiał jej za to besztać. Zastanawiała się, czy po raz kolejny pokazał swoją niedostępną, wredną i cyniczną naturę czy może była to taka maska, żeby przypadkiem nie pokazać, że sobie nie radzi.

Ale przynajmniej nie odwołał operacji, ucieszyła się w myślach, ucinając tym samym wszelkie spekulacje na temat jego zachowania. Nie miała powodu, by się tym przejmować. Tym bardziej, że on widocznie nie potrzebował i nie chciał żadnego wsparcia, skoro właśnie tak zareagował. Operacja miała się odbyć i to było najważniejsze. Dla niej i dla pacjenta.


*


– Spieszcie się, ciśnienie skacze – poleciła anestezjolog.
– To może w takim razie ja... – zaproponował Łukasz, zwracając się zarówno do Klary, jak i do Wysockiego. – Znaczy... może pan, a ja z panem, a pani doktor... no wie pan, chyba teraz potrzeba kogoś bardziej doświadczonego, prawda? – Łukasz najwidoczniej chciał skorzystać z okazji i zaprezentować swoje umiejętności.
– Myślę, że pani doktor sobie poradzi – mruknął Wysocki, gasząc entuzjazm Łukasza.
– Podciągnij tu trochę – poleciła stanowczo, kierując w jego stronę chłodne spojrzenie mówiące: Zamknij się, wiem, co robię
– Jasne, szefowo – powiedział cicho tak, by stojący po drugiej stronie stołu operacyjnego Wysocki tego nie usłyszał. Nie mógł się narazić na samym początku pracy w nowym miejscu. 
– Jeszcze trochę. 
Tym razem nic nie odpowiedział, podniósł tylko lekko wzrok i spojrzał na nią znad maseczki chirurgicznej. W pracy też była piękna, mimo zakrytej twarzą. Taka skupiona, profesjonalna, perfekcyjna. Nieustępliwa i uparta. To było szalone, ale zadurzył się w niej, chociaż nie powinien. 
Klara zawsze starała się zostawiać prywatne sprawy za drzwiami sali operacyjnej i tak samo było i tym razem. Choć, trzeba było przyznać, w takim towarzystwie musiała postarać się nieco bardziej, by faktycznie utrzymać emocje na wodzy i na pewno wolałaby, żeby w miejscu Łukasza stał ktoś inny, nie mogła jednak pozwolić, by to, co się między nimi wydarzyło, w jakikolwiek wpłynęło na przebieg tej operacji. Ten pacjent nie był przecież winny i nie mógł pokutować za to, że w wyniku tego nieszczęsnego zbiegu okoliczności musiała pracować z mężczyzną, z którym wcześniej spędziła upojną, choć nieplanowaną noc. Nie zamierzała ryzykować ani jego zdrowia i życia, ani swojej kariery.
– Założysz szew? Z twojej strony jest lepsze dojście.
– Cokolwiek rozkażesz – znowu odezwał się cicho, by obserwujący ich pracę Wysocki nie usłyszał.
Klara mimowolnie uśmiechnęła się za maseczką chirurgiczną. Puściła w niepamięć tę jego wcześniejszą uwagę – w sumie to nawet mu się nie dziwiła. Był w nowym szpitalu i chciał się zaprezentować. A że akurat jej kosztem... Trudno, to nie była ani jej, ani jego wina, że pierwsza operacja, w której uczestniczył w tym szpitalu, wykonywali wspólnie. Łukasz faktycznie był dobry i bardzo sprawnie wykonał jej polecenie. Widok jego w innych okolicznościach niż te, w których dotychczas miała okazję go poznać, nieco ocieplił jego wizerunek. Łukasz stał się kimś więcej niż tylko kochankiem i kasanową, sprawiającym wrażenie i zachowującym się tak, jakby mógł mieć każdą. Teraz był chirurgiem, profesjonalistą skupionym na pracy, a nie lekkoduchem. Przynajmniej na chwilę.


*

– Przepraszam za tę uwagę o zmianie. Przyznaję, nie doceniłem cię. Ale widzę, że na sali operacyjnej jesteś tak samo dobra jak w łóżku – stwierdził Łukasz po zakończonej operacji. – Masz jeszcze jakieś ukryte talenty?
– A tobie chyba dawno nikt nie przyłożył w tę śliczną buźkę, co? – zagroziła, starając się jednak, wykorzystując jego taktykę, zachować spokój, ale chyba nie była aż tak opanowana i nie udało jej się to w takim stopniu, jak jemu podczas rozmowy w pokoju lekarskim rano.
– Uważasz, że jest śliczna? – Łukasz spojrzał na swoje odbicie w lustrze nad umywalką. – Taki komplement, no, no – powiedział z dumą, gładząc się po jednodniowym zaroście. – Nie uważasz, że przydałby się jakiś mały botoksik albo korekta nosa? Na pewno? – Wdzięczył się przed lustrem.
– Proponowałabym nowy biust – Klara nie mogła odpuścić sobie uszczypliwego komentarza. Mogła się obrazić, wściec, wyjść, wrzasnąć na niego albo w inny sposób zamanifestować swoją złość, ale po co miałaby dać mu satysfakcję? Postanowiła nie odpuszczać. W sumie to nawet zaczęło ją to bawić.
– Mówisz? – zapytał, spoglądając na swój tors.
– No jasne, jak szaleć, to szaleć! Co sobie będziesz żałował? Ewentualnie możesz zafundować sobie korektę mózgu, tylko nie wiem, czy znajdziesz frajera, który by się tego podjął... 
– A jeśli znajdę, to się ze mną umówisz? – Zbliżył się do niej i zapytał sugestywnie.
– Najpierw znajdź, kotku. – Uśmiechnęła się wrednie.

*


Klara tego dnia miała nocny dyżur. Wysocki, teoretycznie, też, ale w rzeczywistości był w zupełnie innym miejscu niż oddział chirurgii. Poprosił Andrzeja, żeby w razie czego był pod telefonem, ale o pacjentów był spokojny, oddział zostawił pod opieką młodych lekarek – Klary i stażystki Asi – i wiedział, że sobie poradzą. A ściślej – że Klara sobie poradzi. On natomiast był na OIOM-ie, czuwając nad nie tylko nad swoim chorym ojcem, ale i matką, również już starszą kobietą, która kompletnie załamała się po tym, co się stało. Hubert musiał ją wspierać. Ale przecież jemu też było ciężko – jako lekarz, nie miał złudzeń i wiedział, że stan jego ojca jest naprawdę poważny.
– Jakby co, to dzwoń – rzuciła do Asi, stażystki, która razem z nią miała dyżur, a sama postanowiła odwiedzić swojego mentora. Było jej trochę głupio, że przez cały czas myślała o tym, co się stało, przez pryzmat operacji, którą miała przeprowadzić, a nie o tego, że to po prostu, tak po ludzku, trudny dla niego czas. W zasadzie, krytyka dla swojego zachowania była dość subiektywnym odczuciem, bo przecież z Wysockim rozmawiała tyle, co nic, on na pewno miał ważniejsze zmartwienia niż analizowanie jej słów, a poza tym, nie miała co do niego żadnych zobowiązań, łączyły ich relacje czysto zawodowe, a nie żadne osobiste więzi, przyjaźń czy przynajmniej koleżeństwo, nie była więc zobligowana, by go wspierać albo zanadto martwić jego problemami. Ale jednak miała wyrzuty sumienia. Ze strzępów informacji, które krążyły wśród pracowników oddziału, dowiedziała się, że ojciec Wysockiego jest wciąż w ciężkim stanie, a przecież w takiej sytuacji nikomu na jego miejscu nie byłoby łatwo. Choroba bliskiej osoby zawsze jest trudnym doświadczeniem, a pominięcie tego uznała za posunięcie nieco nie na miejscu. Widziała, że jest mu ciężko i że bardzo przeżywa to, co się stało, ale mimo to – trochę na siłę – stara się zachować pozory, że jest silny, niczym się nie przejmuje i nic nie jest w stanie go złamać. Wiedziała też, że jest z tym wszystkim sam. Postanowiła więc iść tam do niego i przynajmniej zapytać, jak wygląda sytuacja – czuła, że jest mu to winna, nawet, jeśli chodziło tylko o zaspokojenie własnego poczucia winy, w dodatku wynikającego z egoizmu, który zaprezentowała tylko przed sobą i który pojmowała dość subiektywnie.
– I co z panem Henrykiem? – nie zastawszy nigdzie Wysockiego, zapytała lekarza, który właśnie wyszedł z sali. 
– No, widzę, że młodzież przejmuje się problemami swojego mentora. – Doktor zmierzył ją wzrokiem. – To się chwali, ale jak znam Huberta, to żeby coś znaczyć w jego oczach, trzeba po prostu coś umieć, a nie wykazywać się sztuczną empatią.
– Gdyby mnie pan choć trochę znał, panie doktorze – Klara odpowiedziała spokojnie, choć nie bez ironii – to wiedziałby, że nie jestem typem lizusa, a skoro mnie pan nie zna, to proszę nie wyciągać daleko idących wniosków. Byłabym zobowiązana. – Uśmiechnęła się sarkastycznie. 
– Charakterna – stwierdził mimochodem.
– Owszem – przytaknęła Klara. – Co z panem Wysockim? – zapytała powtórnie, nie chcąc, by rozmowa zanadto oddaliła się od meritum.
– Jest właśnie przygotowywany do operacji. Wystąpiły powikłania – poinformował, zdążywszy już odejść parę kroków, co było wyraźnym sygnałem, że się spieszy. – Hubert pojechał odwieźć swoją mamę do domu, powinien niedługo być, ale my nie możemy już dłużej czekać. 
Lekarz ledwie zdążył odejść, a Wysocki zjawił się na oddziale. Gdyby przyjechał dosłownie minutę prędzej, prawdopodobnie zdążyliby się minąć i od tamtego lekarza usłyszałby informacje o stanie swojego ojca. Minął Klarę, rozmawiającą na korytarzu z pielęgniarką, i chyba nawet ich nie zauważył, po czym z impetem otworzył przesuwne drzwi i wszedł do sali, w której jeszcze do niedawna leżał jego ojciec.
Zastawszy puste łóżko, równie nagle, targany emocjami, wybiegł z sali i oparł się o ścianę na korytarzu. A właściwie – zderzył się z nią, wpadając na nią, jakby była niezauważoną wcześniej przeszkodą przerastającą jego możliwości albo tym przysłowiowym, symbolicznym murem, którego nie da się przebić głową. Widok, który zastał, oznaczał jedno: stało się coś złego. Wysocki brał pod uwagę również to najgorsze. A nie było go przecież tylko niecałą godzinę! Odwiózł mamę do domu, dopilnował, żeby – tak, jak mu obiecała – zjadła kolację i położyła się spać i wrócił. Tylko tyle. Zdążył jeszcze zapewnić ją, że na pewno wszystkiego dopilnuje i od razu da jej znać o każdej zmianie stanu zdrowia ojca. A teraz? Co miał jej powiedzieć?
Może powinien wrócić wcześniej? Może w ogóle nie powinien się stamtąd ruszać? Uparł się, by odwieźć panią Irenę, swoją matkę, do domu, mimo że ona przecież nie chciała. Z policzkiem przylgniętym do ściany, której chłód dawał mu nieznaczne ukojenie, szlochał. Tak po prostu. Nie umiał poradzić sobie z emocjami, miał wyrzuty sumienia, choć jego lekarski rozsądek podpowiadał mu, że przecież zapewne i tak, nawet będąc na miejscu, nie mógłby niczego zmienić. W tym stanie nie poznawał nawet samego siebie. Ciążył na nim natłok emocji – załamanie, okropna, przytłaczająca bezsilność i złość – na siebie, na los, na wszystko.
– Panie doktorze – Klara przez chwilę obserwowała Wysockiego, po czym podeszła do niego i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu – spokojnie. Pana ojciec jest operowany.
– Powikłania? – Odwrócił się i spojrzał na nią.
– Tak. Pęknięcie przegrody międzykomorowej, niestety.
– Cholera! – Wysocki ruszył przed siebie.
– Nie może pan tam wejść. – Klara wyprzedziła go i stanęła przed nim, zagradzając mu drogę. – Do niczego pan się tam nie przyda, oni sobie poradzą.
– Ale to jest mój ojciec! Ja muszę...
– Nie! – Klara stanowczo weszła mu w słowo. – Nie tylko pan nie musi, ale też i nie może. Pana ojciec jest dobrych rękach, naprawdę.
– To co mogę zrobić? – zapytał, jakby sam nie był lekarzem i nie znał odpowiedzi na to pytanie. Był bezradny, zagubiony i wyraźnie sobie z tym wszystkim nie radził. Potrzebował wsparcia.
– Nic – odpowiedziała twardo Klara. – Nic pan nie może teraz zrobić! Trwa operacja. Jestem pewna, że oni zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby pomóc pana ojcu. Musi im pan zaufać! – Chwyciła go za ramię i delikatnie pokierowała w stronę stojącego przy ścianie rzędu krzeseł. – Kawy? – zapytała, popychając go lekko, by usiadł na jednym z nich. – Albo nie, może lepsza będzie woda, co? Powinien się pan uspokoić, a nie ładować w siebie kofeinę – odpowiedziała sobie sama.
– Kawa – wtrącił Wysocki. – Jednak kawa. Długa noc przede mną.
– Dobrze, szefie – zaaprobowała Klara. – Zaraz wracam.
Wracając z kubkiem obiecanej kawy, uświadomiła sobie, że właśnie widziała zupełnie inne oblicze Wysockiego. Nie był już silnym facetem, tylko bezbronny, załamany i... ludzki. Zawsze jawił się jako ktoś, kto może wszystko i na kogo nie działają żadne ograniczenia. On, Hubert Wysocki, zasłużony chirurg, nigdy nie wahał się iść po swoje, czasem nie licząc się z innymi, i zawsze był pewny siebie, nieustępliwy i hardy. A teraz? Teraz siedział na szpitalnym korytarzu i nie do końca radził sobie z sytuacją, która go spotkała i ze swoimi emocjami. Takie załamanie, oczywiście, nie było niczym złym ani wstydliwym, ale po prostu niepodobne do niego, bo on zazwyczaj zachowywał się tak, jakby nic go nie wzruszało, nie wzbudzało w nim emocji, a jeśli już – to potrafił stłumić je na tyle, by nie musieć ich uzewnętrzniać. Teraz to był zupełnie inny człowiek! Tylko wyglądem przypominał tego Wysockiego, którego znała.
Voilà! – Podała mu jeden z dwóch parujących kubków, które przyniosła.
– Dziękuję – odparł, upijając łyk. – Wygłupiłem się, co? 
Podczas nieobecność Klary, najwidoczniej, udało mu się nieco okiełznać swoje emocje. Zebrał w sobie wszystkie siły, by już więcej nie pokazywać, że się przejmuje, że wstrząsnęło nim to, co się stało i że najzwyczajniej w świecie się boi. Opanował się, bo przecież musiał być twardy – bo kto, jak nie on?
– Nie musi pan być ze stali, panie doktorze – powiedziała, gdy ten odwrócił głowę w drugą stronę, by otrzeć łzę, która – wykorzystawszy ułamek sekundy, kiedy nie skupiał wszystkich swoich sił, by trzymać siebie samego w ryzach – brutalnie wydarła się spod powieki. – Naprawdę pan nie musi –powtórzyła spokojnie. – Ani pańska reakcja, ani łzy nie są czymś, czego należy się wstydzić. Naprawdę. Nie trzeba dusić wszystkiego w sobie. Nawet, jeśli jest się twardo stąpającym po ziemi, silnym facetem i świetnym chirurgiem.
– Boję się – mruknął, patrząc przed siebie. – Wiem, że powinienem trzymać fason, ale naprawdę się boję. Rozumie pani? Ja się boję! Ja! – zaśmiał się kpiąco, kręcąc przecząco głową, jakby sam nie mógł w to uwierzyć.
– To nic złego – powiedziała łagodnie.
– Nie wybaczę sobie, jeśli coś mu się stanie. Nie wybaczę. – Odłożył kubek na puste krzesło obok i skrył twarz w dłoniach.
– Przecież doskonale pan wie, że cokolwiek się wydarzy, to nie będzie pana wina.
– Wie pani... Jeśli mój ojciec teraz umrze, stracę jedną z dwóch bliskich mi osób, które mi zostały. Naprawdę. Ja tak właściwie to mam tylko ich, to moja jedyna rodzina, nie mam żony, dzieci, nawet rodzeństwa. Mam tylko ich, a tak rzadko ich widuję, mimo że mieszkają w tym samym mieście. Czy to nie jest chore? – zapytał retorycznie. – Jest! Jest chore – odpowiedział sam sobie. – Może mogłem mu jakoś pomóc? Zadbać, przypomnieć o badaniach, lekach, nie wiem, cokolwiek? Może teraz nie walczyłby o życie. Jestem lekarzem. Szkoda tylko, że przejmuję się wszystkimi moimi pacjentami, tylko nie najbliższymi osobami. A nie mam ich zbyt wielu...
– Niech się pan nie obwinia. – Musiała przyznać, że poruszyło ją to, co przed chwilą usłyszała, i tylko taką odpowiedź zdołała z siebie wykrzesać.
– Dlaczego nie?
– Bo to nie jest pana wina. A poza tym, tak pan ojcu nie pomoże.
– Teraz w ogóle nie mogę mu pomóc. Ale może mogłem mu pomóc wcześniej. Zawiodłem go. Zawiodłem moją matkę. A przede wszystkim zawiodłem samego siebie.
– To nie jest pana wina – powtórzyła jeszcze, chcąc utwierdzić go w tym przekonaniu, choć zdawała sobie sprawę, że robi to na próżno.
– Ale to nie chodzi tylko o tę sytuację. Czasem sobie myślę, że jestem okropnym egoistą, któremu praca przysłoniła wszystko inne. Przez całe życie dążyłem tylko do tego, by być najlepszym, by coś znaczyć. I może i znaczę. Dla innych. Ale co z tego? Dla siebie nie znaczę nic. Gdyby nie ten chory pęd, może zrobiłbym kilkadziesiąt operacji mniej, może miałbym mniej pieniędzy, ale przynajmniej miałbym rodzinę. A ja z niej zrezygnowałem. I może miałbym czas, żeby odwiedzić rodziców, wypić z nimi kawę albo zjeść obiad. Wie pani, ile razy mnie zapraszali i ile razy odmówiłem, bo praca? Bo szpital, bo pacjenci, bo operacje? Przegrałem swoje życie. – Płakał. Teraz już naprawdę płakał. Aż dziwne, że tak otworzył się przed swoją uczennicą i podwładną. Ba, już sam fakt, że zrobił to przed kimkolwiek, był do niego niepodobny, przecież on zawsze był twardy i gruboskórny.
– No ale chyba się pan jeszcze nigdzie nie wybiera, prawda? – Spojrzała na niego znacząco. – Jeszcze panu trochę czasu na tym padole łez zostało, więc chyba za wcześnie na takie drastyczne osądy, co?
– Może i zostało. Ale swoich błędów i tak już nie naprawię. Nie cofnę czasu.
– No nie. Na przeszłość nie ma pan wpływu. Ale na przyszłość już tak.
– Ale moje życie już się nie zmieni. Nie będę już miał, nie wiem, dzieci, żony...
– Oj, no bez przesady! Naprawdę chciałby pan mieć pod swoim dachem jakiegoś rozkapryszonego, zbuntowanego nastolatka? Nie wystarczą panu rozkapryszeni i zbuntowani młodzi lekarze? – odparła, by nieco go pocieszyć.
– No, racja, to jest mała namiastka, przyznaję. – Wysocki uśmiechnął się lekko, lecz po chwili spochmurniał. – Ale to nadal nie to samo – przyznał. – To takie dziwne, że musi się wydarzyć coś złego, żeby człowiek zrozumiał, co jest w życiu ważne i że nie składa się ono tylko z pracy. Szkoda, że w takich okolicznościach to sobie uświadomiłem. I szkoda, że teraz, a nie jakieś dwadzieścia pięć lat temu. 
– No takie już to nasze życie przewrotne – westchnęła, odtwarzając w głowie sceny z własnej przeszłości, które również idealnie do tej tezy pasowały. – Ale podobno samotność jest ceną wielkości– dodała pocieszająco.
– Tylko, że tę wielkość można różnie pojmować.
– Oj, no nie wmówi mi pan, że to, co pan robi, nie daje panu satysfakcji. – Klara przyjrzała mu się badawczo.
– Ba, pewnie, że daje. Ale czasem taka satysfakcja przestaje wystarczać.
Klara nie za bardzo wiedziała, co na to odpowiedzieć. Była jeszcze za młoda, by móc to stwierdzić z autopsji, ale to, co powiedział jej Wysocki, zszokowało ją bardzo. Nie tylko to, że w ogóle rozmawia z nią o takich osobistych sprawach, ale to, że on, naczelny pracoholik, nagle zaczął tęsknić za rodziną. Co, jeśli ona kiedyś też zacznie, a teraz przegapi swoją młodość, spędzając ją na sali operacyjnej?
– Jesteś młoda. Nie zmarnuj tego. Nie daj sobie wmówić, że praca wystarczy. Bo nie wystarczy. I nigdy nie zastąpi rodziny, miłości, ciepła – ciągnął dalej. – Boże, jaki ja byłem głupi! Znaczy głupi to jestem nadal. Kiedyś byłem młody i głupi, a teraz – tylko głupi.
– Dlaczego? – wyrwało jej się. – Przepraszam – profilaktycznie dodała chwilę później. – Nie powinnam.
– Nie, spokojnie. Nic się nie stało. – Kąciki ust Wysockiego nieznacznie uniosły sie w górę. – Po prostu... mogłem mieć rodzinę. Swoją rodzinę. A jej nie mam. Z własnej woli jestem sam.
– A chciałby pan mieć?
– Wtedy, kiedy mogłem, nie. Absolutnie nie. Uważałem, że to nie dla mnie, że się do tego nie nadaję, że utrudni mi to pracę, rozwój kariery. A teraz... Teraz tak cholernie tego żałuję! Owszem, odniosłem sporo sukcesów w pracy, zrobiłem tę swoją pieprzoną karierę, ale co mi z tego? Co mi z tego, skoro jestem sam? Skoro nie mam czasu dla jedynych bliskich mi osób? Skoro nie mam nawet z kim podzielić się swoimi sukcesami?
– Wie pan, nie jestem dobrym psychoterapeutą... znaczy, w ogóle nim nie jestem... Ale może faktycznie jeszcze nie jest za późno? – Klara uśmiechnęła się ciepło.
– Obawiam się, że jest – westchnął.
– Nie wiem, co się stało i nie będę taka wścibska, nie będę pytać, ale cokolwiek by to nie było, proszę siebie nie skreślać. Niech pan da sobie szansę.
– Do czego? Nie cofnę czasu o te cholerne dwadzieścia pięć lat.
A co się wtedy stało? Czemu akurat dwadzieścia pięć?, pomyślała Klara, ledwo powstrzymując się przed wypowiedzeniem tego na głos. Uznała, że byłoby to wtrącaniem się w jego prywatne życie. A przecież był jej przełożonym, od niego zależała też i jej kariera, wolała więc utrzymywać z nim dobre stosunki i nie przekraczać tej cienkiej granicy.
– Może powinien pan przestać tkwić w przeszłości. Wtedy może się okazać, że kolejne lata panu przelecą przez palce – powiedziała, choć w pewnym sensie była to hipokryzja, bo ona sama nie do końca potrafiła wcielić tego w swoje życie. 
– Tylko, że ja... ja nie mam wizji swojej przyszłości.
– To chyba najwyższy czas, żeby się nad tym zastanowić.
– No, może – zastanowił się Wysocki.
– Trzymam kciuki za pana ojca. I za pana, oczywiście, też. Jakby co, to będę na oddziale. 
– Posiedzi pani jeszcze ze mną? – poprosił, gdy Klara wstała już ze swojego miejsca. – Muszę powiedzieć mamie, ale chyba nie mam jeszcze odwagi. I chyba... nie chcę być sam. Cholera! Przepraszam panią, że się tak mazgaję. Ale...
– Nie ma problemu. Czasem trzeba.
– Ale ja nigdy...
– No, to zawsze musi być ten pierwszy raz. – Uśmiechnęła się ciepło. Rzeczywiście zrobiło jej się go żal. Tak po prostu, zwyczajnie, po ludzku żal.
– Też mi argument.
– Zawsze jakiś, nie?


*


Łukasz wszedł do mieszkania, powiesił kurtkę, ściągnął buty i udał się do salonu, włączając po drodze światło. Już niedługo jego powroty do domu i w ogóle jego życie będzie wyglądać inaczej. Cieszył się, bo przecież zawsze przyjemniej mieć kogoś bliskiego obok siebie, ale z drugiej strony też bał się o to, jak sobie poradzi. Pogodzenie rodziny z pracą w jego sytuacji nie będzie takie proste. Ale musiał sobie dać radę, innego wyjścia, niestety, nie było. Musiał.
Zrobił sobie kolację – a właściwie wyciągnął resztki wczorajszej, i jedząc, myślał o tym, co go czeka. Już nie o wzniosłych, emocjonalnych sprawach, ale o rzeczach raczej prozaicznych, banalnych – jak ta, że jutro mają przywieźć meble, pojutrze ma odebrać samochód z warsztatu, musi kupić jeszcze przynajmniej jeden komplet pościeli i w ogóle przydałoby się zrobić jakieś większe zakupy, bo lodówka zaczyna świecić pustkami. Do tego jeszcze, rzecz jasna, praca, więc ciężko będzie mu pogodzić te wszystkie obowiązki. I te aktualne, i te, które dopiero się pojawią. Wprawdzie, mógł poprosić o pomoc kogoś z rodziny, ale postanowił, że zmierzy się z tym sam, udowadniając i sobie, i innym, że jest odpowiedzialny i że wreszcie dorósł.
Włożył pusty talerz, sztućce i trzy brudne szklanki, których nie zdążył wcześniej sprzątnąć, do zmywarki, sprawiając, że na kuchennych blatach nie zalegały już żadne zbędne przedmioty. Był sam, więc także samemu musiał dbać o porządek, nie mógł na nikogo zrzucić ani obowiązku sprzątania, ani winy za ewentualny bałagan.
Usiadł przy szklanym stoliku na przeciwko telewizora, który przy okazji, machinalnie włączył, ale tylko po to, by zagłuszyć tę niezręczną, głuchą ciszę, tak bardzo drażniącą zmysł słuchu. Nie zamierzał niczego oglądać. Z półki ściągnął laptopa, miał w planach nadrobić towarzyskie zaległości – w końcu miał w tym mieście swoich dawnych znajomych i przyjaciół i właśnie nadszedł czas na to, by odnowić kontakty, które może nie zostały całkowicie zerwane, ale jednak nieco rozluźnione przez dzielącą ich odległość, a przecież nie mógł żyć tylko pracą i swoimi problemami. 
Najpierw jednak musiał wykonać pewien telefon – obiecał, że zadzwoni. Numer znał na pamięć, wybierał go zbyt często, by móc zapomnieć bądź pomylić choć jedną cyfrę. Rozmówca odebrał szybko – widocznie, czekał na telefon. Skądinąd, bardzo słusznie – przecież ta rozmowa była zaplanowana, można było powiedzieć, że odbywała się cyklicznie, co wieczór.
– Tak, kochanie – odezwał się do słuchawki – wszystko już przygotowane. Też się cieszę, że już niedługo się zobaczymy.


1Samotność jest ceną wielkości i nie ma od tego ucieczki /Waldemar Łysiak/

16 komentarzy:

  1. Hej ;*
    Patrząc na ten rozdział: najpierw strasznie mnie zirytował Łukasz, a potem mnie zaciekawił. Chociaż muszę przyznać, że go nie lubię. Działa mi na nerwy, a do tego mam wrażenie, że coś ukrywa.
    Za to Wysocki mnie urzekł. Jego rozmowa z Klarą, też to, jak zadbała o mentora, jest godne podziwu. Nie wiem, dlaczego, ale widzi mi się tu jakiś romansik. Oj tak, widzi mi się jak nic ;>
    Podoba mi się, że Klara jest tak silną bohaterką. Bardzo lubię kobiety, stojące twardo na ziemi. Mam tylko nadzieję, że pogoń za jednym marzeniem nie przesłoni jej innych. Tutaj przestroga mentora jest jak najbardziej na miejscu.
    Będę z niecierpliwością czekała na to, co wydarzy się między Klarą, Łukaszem i tajemniczym rozmówcą.
    Pozdrawiam,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, masz dobre wrażenie, bo Łukasz faktycznie coś ukrywa. I wpłynie to też na Klarę, akurat ta kwestia nie będzie dla niej obojętna. ;>

      Wysocki, można powiedzieć, przestrzegł Klarę przed własnymi błędami. Wkrótce oboje będą mogli sobie pomóc - i na płaszczyźnie zawodowej, i tej prywatnej. :)

      Dziękuję Ci bardzo za komentarz. :) I przy okazji przepraszam za zaległości, które mam u Ciebie, cały czas pamiętam, nie myśl sobie. :) Niedługo na pewno wpadnę z komentarzem. :)

      Usuń
  2. Dotarłam i ja! ;) Cześć;*
    Najbardziej ciekawi mnie kim jest ta osoba, do której Łukasz tak ładnie się zwraca. Nadal wydaje mi się, że to jakaś kobieta, z którą jest bardzo blisko i martwi mnie to troszkę, bo mimo wszystko widzę go przy boku Klary. Coś ukrywa, sama to przyznałaś, a mnie ciekawość zżera o co w tym chodzi! I czemu napisałaś, że Klara nie będzie na to obojętna? Achhh, wiesz jak wzbudzić ciekawość :D Tym bardziej, że takie wątki mega mnie zawsze wciągają.
    Z operacją poradzili sobie o wiele lepiej niż myślałam. Miałam obawy, że ta ich dziwna relacja wpłynie negatywnie na zachowanie przy stole, ale zachowali się naprawdę profesjonalnie odstawiając sprawy prywatne na bok. To cenna umiejętność, tym bardziej jeśli walczy się o ludzkie życie. Dlatego brawa dla nich. Choć nie umknęło mojej uwadze, że Łukasz zwrócił uwagę na walory Klary i że mu się podobała:D
    Bardzo zaskoczyło mnie to, co mówił doktor Wysocki. Nie spodziewałam się po nim takiej wylewności, tym bardziej do dużo młodszej podopiecznej. Ale nie mogę się temu dziwić. W końcu był w okropnym stanie psychicznym, a wtedy człowiek potrzebuje się wygadać i jakoś ulżyć w cierpieniu. Ciekawa tylko jestem, czy to jakoś wpłynie na ich relacje. Będzie patrzył na nią przychylniej, pomoże jej się wzbić na wyżyny kariery? Kurde, żal mi tego człowieka. Chociaż szczerze powiedziawszy, jest samotny na własne życzenie;/
    Bardzo niecierpliwie czekam na kolejny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. cześć, dzięki blogowi boczny wiatr weszłam tutaj... i zdecydowanie nie załuję. przeczytałam dotychczasowe rozdziały szybciusiensko i proszę o więcej. po pierwsze, lekarze. Zdecydowanie moja tematyka. Po drugie, Paryż w prologu jak również francuskie życie Klary w przeszłości - o tak, to moja druga miłość(choć zastanawiam się nadal, kim była ta Izabella z prologu i jak jej historię połączysz z całą resztą?). Tak więc już te dwie rzeczy sprawiły, że naprawdę mi się to opowiadanie spodobąło. ale cała freszta... tyle uczuć! tyle emocji! no i profesjonalizmu!@ bardzo podoba mi się też Twój styl. Opisy uczuć i skomplikowanre relacje to moje najulubieńsze elementy każdego opowiadania czy powieści, a tutaj jest ich co niemiara! podobało mi się bardzo peirwsze spotkanie Klary i Łukasza. NIby seks na jedną noc, ale coś dużo więcej. może nie zaczęło się to tak, jak powinno, ale już podczas rozmowy między nimi czuć było, że oboje mogą się nawzajem zrozumieć. Czuć było nie tylko pożądanie, ale i kontakt na poziomie duchowym, że tak powiem. Choć z drugiej strony nie dziwię sie do końca Klarze, że później tak po prostu wuszła. Zastanawiam sie, czemu ta dziewczyna tak uparcie twierdzi,że miłość nie jest dla niej, że tak ceni sobie samotność, że nei chce się angażowaąć. Jakże często jest tak,że w jednych rzeczach potrafimyu być niesamowicie wręcz odwaążni, a tak bardzo boimy się innych. Klara i jej mentor to idealne przykłady. Właściwie myślę, że faktycznie będą w stanie sobie nawzajem pomóc, bo Wysocki widzi w Klarze samego siebie... Cieszę sie, że dziewczyna nie bała się porozmawiać z Hubertem, że dała mu sie wygadać... ciekawe, co z tego dalej wyniknie. mówię o przyjaźni jakby co. Klarę to widzę tlyko z Łukaszem, choć widać, że łatwo nie będzie. Niby magnetyzm nadal jest i nie będą tego ukrywać, ale mam wrażenie, że oboje raczej nie będą dążyć do tergo, by sie spowiadać ze swojego życia, niestety obawiam się, że trochę czasu minie, nim znów odważą się rozmawiać o swoim życiu prywatnym. ale podobało mi się jak cholerta, że Klara jak asystę miala Łukasza, chlopak sobie dobrze poradził xD w ogóle podziwiam dziewczynę za tamtą wcześniejszą operację, faktycznie brawurowe i nie do konca odpowiedziualne, ale z drugiej strony chyba innego wyjśckia nie było i podziwiam ją, że nie straciła zimnej krwi. bedzie świetnym chirurgiem, tylko że ma także zadatki na osobę odrzucąjącą uczucia... byleby sie nie obudziła kiedys tak jak Hubert, z takimi przemyśleniami. liczę, że Wysocki jej pomoże, by tego nie zroviła. I ze sam znadjdzie szczęście, bo może na dzieci faktycznie za późno, ale na miłosć zapewne nie... Łukasz... tajemniczy facet, mam wrażenie, że ta jego wielka milość, o której cały czas myśli, choc z bólem, mogła oszaleć.. Czy coś w tym stylu. no bo niby z kim rozmawia przez telefon? i to jeszcze codziennie! Fascynujące...z niecierpliwoscią czekam na cd i zapraszam na zapiski-condawiramurs Obecnie publikuję tam opowiadanie "niezalezność", w spisie treści znajdziesz także inne historie :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobiłam wszystko. W sumie cieszę się i smucę, bo obiecywałam, że zrobię to dawno i wreszcie udało mi się tego dokonać, ale jednocześnie przykro mi, że nie ma już nic więcej, co mogłabym w tej chwili przeczytać. Jednak mniejsza z tym.
    Tak jak myślałam, Klara nie ucieszyła się z wiadomości, iż to właśnie Łukasz ma jej asystować przy tak ważnej dla niej operacji. Fajnie, że mężczyzna nie dał się zdominować i mimo wszystko stara się utrzymać z kobietą dobre stosunki. Chociaż to też może wynikać z tego, iż chce dać jej nauczkę. Sama nie wiem.
    Jeżeli chodzi o rozmowę z Wysockim. Coraz bardziej powątpiewam w empatię Klary. Skoro nawet w rozmowie z osobą, która przeżywa osobistą tragedię, potrafi myśleć tylko o własnych ambicjach... Myślę, że ona bardziej przejęłaby się odwołaniem tej operacji, niż śmiercią ojca tego doktora.
    Jednak potrafili się dogadać nad stołem operacyjnym. To dobrze wróży. Może nie jest z nimi aż tak źle, może nie wszystko stracone...
    Ale chyba źle oceniłam Klarę. Jednak zdobyła się na taki ludzki gest, choć dopiero po tym, jak swoje osiągnęła. No, ale to i tak dobrze. Może jest jeszcze do uratowania. Podobało mi się to, jak zachowała się w chwili, gdy syn Wysockiego dał się ponieść emocjom. Ładnie go uspokoiła, wytłumaczyła. Nie można tak było od początku? Ogólnie ta scena była świetnie napisana, bo dobitnie pokazałaś, że nie ma ludzi niezniszczalnych, że nawet lekarze, którzy mają ze śmiercią styczność na co dzień, to jednak miękną i potrafią się załamać, gdy chodzi o osoby bliskie im sercu.
    A fragment z perspektywy Łukasza znowu mnie zdekoncentrował. No bo facet ma jakieś rozdwojenie jaźni, czy jak? Tu podrywa Klarę, stara się z nią umówić i widać, że o niej myśli, ale za chwilę wraca do mieszkania i sobie gruchocze z kimś przez telefon. Chyba, że to nie jest dokładnie tak, jak wygląda. Może on ma córkę? Wiem, głupi pomysł, ale jakoś tak usilnie staram się wyprzeć ze świadomości myśl, że może on mieć inną kobietę i sobie pogrywa z Klarą...
    No nic, czekam na ciąg dalszy z ogromną niecierpliwością, bo pomysł na tę historię strasznie mi się spodobał. Udało ci się wpisać w moje gusta niemalże idealnie. No, więc chyba tyle miałam do napisania... Aaa, jeżeli miałabyś ochotę, to zapraszam oczywiście do siebie. Aktualnie startuję z nowym blogiem.
    https://ostatnie-tango.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie np nie dziwi, że bardziej przejęłaby się odwołaniem operacji, w której miała brać udział, niż śmiercią jakiegoś obcego dla niej człowieka. W takiej chwili dla mnie też ważniejsza byłaby moja praca, niż ojciec szefa. To naturalne, ona nie miała z tą osobą więzi, z doktorem też za dużo ją nie łączy, więc nie umiera ojciec jej przyjaciela, a ojciec jej mentora, który nie ma też dla niej większego znaczenia. To akurat w jej myśleniu mi się podoba, że nie jest taką idealizowaną dziewczyną co słyszy od obcego "mój ojciec jest chory" i od razu w ryk i "jak mi cię szkoda, i jego też, będzie dobrze, opowiadaj, dowiem się ile trzeba by pomóc", bo nikt przecież tak nie reaguje na krzywdę i chorobę obcych dla niego ludzi. Takie jest moje osobiste zdanie, ale oczywiście masz prawo do swojego ;-)

      Usuń
    2. Zapewne faktycznie na pierwszy plan wybiłoby się odwołanie tej operacji. Ale to jest - tak, jak pisała Taka Miłość - dosyć naturalne, bo odwołanie operacji dotyczyłoby jej bezpośrednio, a śmierć czy w ogóle choroba ojca Wysockiego - już nie. Wysocki nie jest nikim bliskim dla niej, więc dlaczego miałaby się aż tak tym przejmować? Aczkolwiek w sumie się przejęła - ale bardziej samym Wysockim niż stricte jego ojcem. No, ale jednak z nim została, posiedziała, pogadała. Ogółem, ona chyba jest jedyną rezydentką, która zaczęła widzieć w nim po prostu człowieka - myślę, że zaczęło się to wtedy, kiedy ten nie zganił jej za tamtą operację, mimo że postrzegany był jako taki twardy, bezkompromisowy, bezwzględny mentor. Teraz tym bardziej znaleźli wspólny język - w dużej mierze właśnie dzięki Klarze.

      A Łukasz... no cóż, z kimś sobie gruchocze (ładne określenie, tak btw.). Ale minie trochę czasu, zanim ta sprawa się wyjaśni. I nie ukrywam, że kiedy już się wyjaśni, to wtedy dość mocno pewne rzeczy skomplikuje.

      Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :*

      Usuń
  5. Acha i że teraz ich znajomość będzie miała charakter taki wredno-koleżeński? Będą w siebie rzucać jakimiś głupimi tekstami i zabawnymi uwagami? Jeśli tak to strasznie kiepsko. Są ludźmi dorosłymi i uważam, że zważywszy na to, że od teraz będa razem pracować, powinni zachowywać się w miarę przyzwoicie, a nie jak dzieciaki w piaskownicy. Mimo wszystko podoba mi się ta historia.
    Klara jest osobą ciepłą i współczującą. Wcale nie uważam, żeby podlizywała się Hubertowi, choć z boku może tak wyglądać. Staram się ją zrozumieć i staram się zrozumieć Huberta. Wysocki wyraźnie pęka. Poprzez chorobę ojca wychodzą z niego ludzkie odruchy. Kto by pomyślał, że taki rygorystyczny, zasadniczy pan Doktor ma tak miękkie serce. Nie dziwię się, bo tu chodzi o jego ojca. Jedną z dwóch najbliższych mu osób. Mam nadzieję jednak, że stary Wysocki przeżyje operację i wyzdrowieje.
    Myślę, że ta ciepła i budująca rozmowa Klary z Hubertem da kobiecie do myślenia.

    No i kim jest to "kochanie" z którym tak czule rozmawia Łukasz? Żona, czy dziecko? Teraz mam wątpliwości...

    Nadrobiłam wszystko i czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wredno-koleżeński", fajnie to ujęłaś. :D Odpowiadając - trochę tak, a trochę nie. Tak jak pisałam niżej, w odpowiedzi na komentarz Takiej Miłości - oni się chyba trochę gubią. Niby się podobają sobie, niby nawet chcieliby pogadać, wyjaśnić sobie pewne sprawy i może w ogóle zacząć tę znajomość na nowo, a z drugiej strony oboje nie bardzo chcą to pokazać, więc wolą uciekać się do takich, trochę prymitywnych, przyznaję, i mało dorosłych gierek.

      Co do Wysockiego - choroba jego ojca to jedno, ale drugie to to, o czym powiedział. On się czuje bardzo samotny. Człowiek sukcesu, świetny lekarz, a jednak strasznie samotny, dlatego ta sytuacja uderzyła w niego podwójnie, bo uświadomił sobie, że jego rodzice to jedyne bliskie osoby, które ma, a on tak mało spędza z nimi czasu, mimo że niedługo może ich zabraknąć - nawet, jeśli nie teraz, to przecież biologii się nie oszuka i tak czy siak wiecznie żyć nie będą. Hubert poczuł, że swoje życie po prostu zmarnował. Nie dbał o to, co ważne - nie tylko o rodziców, ale też o założenie swojej własnej rodziny czy w ogóle o jakiekolwiek głębsze relacje z ludźmi. Tu też pojawia się kwestia jego przeszłości, czyli tego, co go męczy, ale o czym nie powiedział niczego konkretnego. Ale faktycznie - nie mówił tego tak 'ogólnie', tylko chodziło o konkretne zdarzenie. I niedługo okaże się, jakie. :)

      Usuń
  6. Cześć!
    Nawet nie chcę wspominać o tym, jak dawno temu zapraszałaś mnie do przeczytania tego bloga, a ja obiecywałam, że zrobię to wkrótce. Ostatecznie, zeszło mi to baaardzo długo, ale wreszcie nadrobiłam wszystkie rozdziały.
    Właściwie to nie wiem od czego by tu zacząć. Historia mnie zainteresowała. Tematyka związana z medycyną, lekarzami... Podoba mi się, w jaki sposób piszesz o takich trudnych sprawach. Podziwiam Cię, że się tego podjęłaś.
    Klara odrobinę mnie irytuje, gdyż czasem mam wrażenie, że jest zbyt pewna siebie, ale poza tym - ciekawa z niej postać.
    Łukasz jest trochę tajemniczy, a może nawet więcej niż trochę, zwłaszcza po końcówce powyższego rozdziału. Z kim on mógł rozmawiać? "Kochanie"???
    Poruszyła mnie rozmowa Klary z Wysockim, bo to taka nietypowa sytuacja, żeby starszy lekarz otwierał się tak przed rezydentką.
    Mam nadzieję, że teraz będę już na bieżąco, choć u mnie różnie z tym bywa - ciągle mam zaległości i opóźnienia.
    Ze względu na to, że ostatni rozdział pojawił się jakiś czas temu, rodzi się pytanie, czy Ty czasem nie masz zamiaru porzucić tej historii? Oby nie, ale spotkałam się już z różnymi przypadkami. Byłoby szkoda...
    Czekam na kolejny rozdział :-)
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki, że wpadłaś. :) Nie, nie porzuciłam historii, niedługo pojawi się kolejny rozdział. :) Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. był dowodem na nie tylko na to, że z jego ojcem - tak miało być?
    W jakikolwiek wpłynęło na przebieg tej operacji - brakuje chyba słowa sposób
    Podczas nieobecność Klary - nieobecności

    Nie podobała mi się rozmowa Klary z Hubertem (dobrze pamiętam jego imię?). Znaczy cały czas wydaje mi się, że to jest jej ojciec - takie drobne wtrącenie, bo teraz przejdę do tego co mi się nie podobało. Brzmiało to po prostu jak gadka z jakieś telenoweli. Wysocki był w tym strasznie niemęski i nie chodzi o to, że facet nie ma prawa się rozklejać, pomysł był dobry i fajnie, że płakał, ale mowę miał taką nie chłopską, a babską. Starałam się przestawić na to, że to jednak facet, ale nie mogłam i jak o tym czytałam, to oczyma wyobraźni widziałam dwie kobietki i nic na to nie mogę poradzić, naprawdę, wybacz.

    Kolejna sprawa, to dziwi mnie też, że on się jej aż tak mocno zwierzał, a ona chciała słuchać. Przecież są sobie obcy i tu pojawia się myśl, że może wewnętrznie ich do siebie przyciąga, jak to ojca do córki i córkę do ojca, choć nie wiem czy z tymi przypuszczeniami mam racje. Przyszło mi jednak do głowy, że fajnie by było jakby się z sobą... przespali, bo wtedy też w końcu zaczęłoby się coś dziać.

    Ojca Wysockiego mi nie szkoda, bo nie miałam okazji faceta poznać - nie przedstawiłaś go czytelnikom, a więc... przyszedł, odszedł i tyle go widziano.

    Cały czas wydaje mi się, że Łukasz ma dziecko, może synka, ale czuję, że to córeczka, albo może młodszą siostrzyczkę lub braciszka, co jest w domu dziecka i on dopiero teraz ma możliwość... ty też mam takie przypuszczenia, które mogą bardzo minąć się z prawdą i twoim zamysłem.

    Natomiast to co między Klarą i Łukaszem to istna gimbaza - dziecinada, zero klasy, godności, szacunku do samej i samego siebie, że już nie powiem o szacunku do tej drugiej osoby. A to łapanie za bródkę i wzmianka dorobieniu sobie biustu, co to miało być? Swoisty flirt, czy "zobacz jaka jestem wyluzowana i jak ci potrafię gówniarsko dogryźć?" Nie podoba mi się takie zachowanie bohaterów, ale fajnie mi się o nim czyta, choć mam nadzieję, że nie potrwa wiecznie, bo co za dużo to nie zdrowo.

    Żałuję też, że Klarze się ta operacja udała. Mogłaby dostać kopa takiego od autorki i spaść nieco z piedestału.

    Rozdział jednak podobał mi się najbardziej ze wszystkich i mam nadzieję, że od teraz zacznie się w końcu coś dziać i że nie powrócisz znowu do tego poprzedniego, nużącego mnie schematu, który kręcił się tylko wokół Klary i szpitala, operacji, zdobywania doświadczenia, itd, bo wtedy to będzie stanowczo nie mój klimat.

    Pozdrawiam i zapraszam w wolnym czasie do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, Klara była jedyną osobą akurat w pobliżu, więc dlatego zwierzył się akurat jej. Inaczej na pewno by tego nie zrobił, w sensie że "specjalnie" by do niej nie podszedł i nie poprosił o rozmowę czy coś w tym stylu. W sumie to chyba nie robiło mu różnicy to, z kim rozmawia - po prostu musiał się komuś wygadać i tyle, nie myślał w tym momencie o tym, czy to Klara czy ktoś inny. :)

      Co do Łukasza i Klary - oni chyba oboje się w tym trochę pogubili. Nie bardzo wiedzą, jak się zachowywać względem siebie i właśnie stąd te ich 'gierki' - żeby się trochę ukryć, zamaskować.

      Co do tego, czy się 'coś dzieje' czy nie - wiesz, to jest kwestia subiektywna. Dla jednego - tak, a dla drugiego - nie. I nie jest to nic dziwnego. :) Raczej nigdy nie jest tak, że wszystkim się podoba. Już częściej zdarza się, że nikomu się nie podoba niż żeby wszystkim się podobało. :) Co do akcji jednak, to zaczęłam rozważać połączenie rozdziałów i wstawianie ich w częściach tak, jak jest np. u Rudej. Rozdziały pisałam stricte pod bloga - mam tu na myśli ich długość, ale teraz jak patrzę z perspektywy czasu i całej powieści, to niektóre rozdziały chyba nie do końca zasługiwały na to, by być osobnym rozdziałem, bo tak naprawdę mało co wnosiły, a były jedynie takim wprowadzeniem czy 'łącznikiem' między dwoma innymi. A poza tym - w powieści minął zaledwie tydzień, a już 8. rozdział. I faktycznie można mieć czasem wrażenie, że jak na osiem rozdziałów, to wydarzyło się niewiele - ale jakby to były 3-4 rozdziały, to już trochę lepiej, co? :) Ale o tym pomyślę przy wstawianiu kolejnego.

      Natomiast, jeśli faktycznie Cię to nudzi, to może po prostu nie czytaj, co? :) Nie, nie chodzi o to, że skoro mnie skrytykowałaś, to won. Krytyka - konstruktywna krytyka (a taką jest Twoja) - i wyrażanie swojego szczerego zdania są bardzo ważne i cenne dla mnie, jako autorki, ale odnoszę wrażenie, że Tobie po prostu ta powieść nie odpowiada i już. Wydaje mi się, że wchodzisz tu z jakiegoś dziwnego poczucia obowiązku, czytasz, mimo że tak naprawdę wcale nie chcesz, a potem starasz się jakoś przed sobą 'usprawiedliwić' to, że męczy Cię czytanie tego albo że Ci się nie podoba, bo cały czas, w kółko piszesz tylko o tym, co Cię znudziło, na co Ty miałabyś inny pomysł, że to nużące, tamto nużące, to za bardzo cukierkowe... Cóż, bywa. :) Nie zrozum mnie źle - to nie tak, że napisałaś negatywny komentarz, więc masz spadać. Nie. Pisz sobie, ile chcesz, krytykuj do woli, ale nie chcę też, żeby ktoś czytał, mimo że powieść go nie porywa i po prostu męczy. :) Bo wiesz, jasne, krytykę biorę sobie do serca, ale też nie będzie tak, że zmienię cały zamysł na powieść, bo komuś się nie podoba i ma inną wizję. Masz prawo taką mieć i nie wymagam, żeby Ci się podobało. Mnie też nie wszystkie powieści się podobają - czy to te książkowe, czy to te na blogach - no i trudno, czasem tak po prostu jest. Doceniam to, że wpadasz, czytasz i wyrażasz sobie zdanie w komentarzu, ale też nie będę mieć Ci za złe, jeśli przestaniesz, bo najzwyczajniej w świecie ta historia Cię nie porwała.

      Jakkolwiek zrobisz - do Ciebie i tak wpadnę, nie bój się. :) Wiem, wiem, że mam daaaaaawno mnie już tam nie było, ale nie tylko u Ciebie, a właściwie u wszystkim mam zaległości. Niedługo będę mieć trochę luźniejszy czas (po sesji i tych takich), więc na pewno wpadnę. :)

      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Teraz się czepie czegoś innego, mianowicie rozdzielczości twojego bloga nawet na tel.

      A tak poza tym to każdemu opowiadaniu daje szansę, jest dużo książek i seriali co na początku mnie nudziły, a potem się rozkręciły i nie mogłam się od nich oderwać. Póki co u ciebie trzyma mnie tajemnica, a ja bedzie dalej to się zobaczy. Na siłę czytać nie zamierzam, o to się nie martw.

      Tylko właśnie problemem są rozdziały, w sensie ich liczba, bo jak blog ma mieć np 50 rozdziałów, to te 8 to 16% całości, a tu nawet rozwiniecia mam wrażenie jeszcze nie ma... Ja też ostatnio miałam taki dylemat u siebie że rozdział za długi, a zrobienie z nich dwóch nie miało sensu to są dwie części jednego, bo inaczej każdy z nich wniósłby minimum i moim zdaniem za mało, choć tam się w ogóle mało dzieje i problem widzę u siebie dokładnie taki sam jak u ciebie.

      Usuń
    3. No to skoro tak, to ok. :) Cieszę się w takim razie, że mojej powieści jeszcze nie spisałaś "na straty". :>

      Czy jest rozwinięcie, czy nie ma - zależy. Bo w takim dłuższym, wielowątkowym tworze generalnie ciężko to tak w sposób jednoznaczny wyodrębnić, to nie nowela, żeby dało się narysować schemat akcji z zaznaczonym momentem kulminacyjnym. Ale fakt faktem, wątki są raczej jeszcze, że to tak ujmę, w powijakach. Część ledwie zaczęta, a część w ogóle dopiero w planach, więc chyba faktycznie lepiej byłoby, gdyby to był dopiero 3-4. rozdział, a nie już 8. Jakoś na początku w ten sposób o tym nie myślałam, teraz, z perspektywy tego, ile już jest i co ma jeszcze być i w ogóle jakiegoś, bądź co bądź, doświadczenia, jakoś inaczej to postrzegam i wiem, że taki powieściowy rozdział niekoniecznie musi równać się z ilością tekstu publikowanego na blogu w jednym poście.. Już od jakiegoś czasu się nad tym zastanawiam, bo i mnie zaczynało to powoli razić. ;>

      Usuń
  8. Tamtadadam! :D
    Oh, przepisywanie komentarzy jest straszne xD Ale czytam wieczorami w łóżku, z komórki, która nie potrafi pisać komentarzy -,- Więc... Ale od najnowszego postu będę czytała z kompa, uf :P
    Oh, jak dzieci, jak dzieci no! :D To jest w sumie zabawne, ale i troszkę irytujące, że nie mogą no... jakoś się dogadać, normalnie, bez zgrzytów. Chociaż z drugiej strony, będzie bardziej kolorowo i ciekawie :D
    Zdziwiło mnie to jak Wysocki się otworzył przed nią i jest mi przykro, przykro zrobiło mi się jak opowiadał... Widać chyba, że przy Klarze jakoś się swobodnie czuje?
    Rozdział przyjemny i nie żałuję, że jestem i że mnie odwiedziłaś/ odwiedzasz :D :P
    :*

    OdpowiedzUsuń